Machabeusz Machabeusz
127
BLOG

Chodząc ulicą Miodową

Machabeusz Machabeusz Rozmaitości Obserwuj notkę 37

 

Byłem dzisiaj w okolicach godziny 12-tej na ulicy Miodowej. O tej godzinie w znajdującym się przy tej ulicy kościele kapucynów biednym wydawane są bezpłatne posiłki. Ilekroć przechodzę tamtędy o tej porze dnia, wywołuje to we mnie wiele myśli i uczuć.

Te myśli i uczucia, które przedstawię, dotyczą istoty chrześcijaństwa. W środku miasta, będącego stolicą Polski, widzę żywy dowód obecności chrześcijaństwa w mojej Ojczyźnie. Obecności, która nie daje się zmierzyć liczbowo - nie chodzi tutaj bowiem o to, że są pełne kościoły, co ma znaczenie raczej drugorzędne - ale obecności w najgłębszym tego słowa znaczeniu, jako twórczej mocy po cichu kształtującej i przemieniającej sposób, w jaki żyją ludzie. Nie dajcie się Państwo przekonać współczesnemu wewnątrzchrześcijańskiemu dyskursowi, który na pierwszym miejscu w obszarze zagadnień związanych z obecnością chrześcijaństwa w życiu ludzi i społeczeństw stawia pytanie o to, czy są i będą pełne kościoły. Nie chcę mówić, że to nie ma żadnego znaczenia - ale znaczenie, jakie to pytanie ma, jest raczej drugorzędne. Pierwszorzędne znaczenie ma natomiast inne pytanie: czy chrześcijańska zasada jest obecna w życiu samych chrześcijan, czy wnoszą oni Chrystusa do świata, w którym żyją - niezależnie od tego, ilu tych chrześcijan jest? Jeżeli będzie nas mało, ale chrześcijaństwo będzie w nas naprawdę obecne, to pamiętajmy, że to już było - i że myśl chrześcijańska nie oceniła tego stanu rzeczy tak źle, jakby to wynikało z wysunięcia na pierwsze miejsce w dyskusji o obecności chrześcijaństwa pytania o pełne kościoły. Już w II w. oceniła to bowiem w następujący sposób: "Jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie. Duszę znajdujemy we wszystkich członkach ciała, a chrześcijan w miastach świata. Dusza mieszka w ciele, a jednak nie jest z ciała, i chrześcijanie w świecie mieszkają, a jednak nie są ze świata. Niewidzialna dusza zamknięta jest w widzialnym ciele i o chrześcijanach wiadomo, że są na świecie, lecz kult, jaki oddają Bogu, pozostaje niewidzialny. Ciało nienawidzi duszy i chociaż go w niczym nie skrzywdziła, przecież z nią walczy, ponieważ przeszkadza mu w korzystaniu z rozkoszy. Świat też nienawidzi chrześcijan, chociaż go w niczym nie skrzywdzili, ponieważ są przeciwni jego rozkoszom. Dusza kocha to ciało, które jej nienawidzi, i jego członki. I chrześcijanie kochają tych, co ich nienawidzą. Dusza zamknięta jest w ciele, ale to ona właśnie stanowi o jedności ciała. I chrześcijanie zamknięci są w świecie jak w więzieniu, ale to oni właśnie stanowią o jedności świata. Dusza, choć nieśmiertelna, mieszka w namiocie śmiertelnym. I chrześcijanie obozują w tym, co zniszczalne, oczekując niezniszczalności w niebie. Dusza staje się lepsza, gdy umartwia się przez głód i pragnienie. I chrześcijanie, prześladowani, mnożą się z dnia na dzień. Tak zaszczytne stanowisko Bóg im wyznaczył, że nie godzi się go opuścić." ("List do Diogneta", VI, 1-10)

Znajduję w środku miasta chrześcijaństwo. Co wobec niego czuję? Czy czuję dumę z tego, że jestem chrześcijaninem? Tak, też. Ale w pierwszej kolejności czuję miłość: miłość do tej chrześcijańskiej zasady, która kształtuje moje życie, która jest tak bardzo fascynująca i tak niesamowita, że nie może pochodzić tylko z ziemi, ale musiała przyjść z Nieba, z którego ciągle na nowo przychodzi. Ona zaś natychmiast odsyła mnie do Centrum,  do Tego, który jest Najważniejszy i do tego, co jest najważniejsze: do Jezusa Chrystusa i do mojego nieudolnego miłowania Go, który żyje z Ojcem w jedności Ducha Świętego. To On sprawia, że chrześcijanie są gotowi i są zdolni nieść pomoc innym, to On ich uzdalnia i czyni gotowymi, bo to On ich posyła i przygotowuje na przyjęcie (i przyjmowanie ciągle na nowo) swojego posłannictwa. Dalej zaś miłuję tych wszystkich, których On wybrał i posłał: Świętych Apostołów, Świętych Ojców i wszystkich, którzy w ciągu wieków kształtowali i wprowadzali chrześcijaństwo w życie ludzi i społeczeństw.

Potem przechodzę do myślenia: nad istotą chrześcijaństwa, nad jego pozycją we współczesnym społeczeństwie i nad jego odpowiedzią na najbardziej nurtujące problemy współczesności. Czy słusznie robię, widząc w tym - ludzkim przecież - darze dzielenia się posiłkiem szczególną, szczególnie autentyczną manifestację chrześcijaństwa? Zaostrzmy jeszcze to pytanie: czyż nie jest tak, że i inne religie posiadają ten temat, i że jest on obecny u ludzi niewierzących? Czy nie jest tak, że, patrząc na to z perspektywy historycznej, pewne religie niektóre z tych prawd, których realizację widzę w tej chwili, wyakcentowały bardziej, niż historyczne chrześcijaństwo (patrz np. współczucie w buddyzmie)? Tak, jest w tym racja - odpowiadam tu też na jeden z kierunków, w jakim mogą iść komentarze pod tym wpisem - tyle tylko, że w moim świecie skojarzeń, uformowanym nie pobożną tradycją, w którą byłem "średnio" wdrażany, ale przede wszystkim spotkaniem, doświadczeniem Chrystusa Zmartwychwstałego, te rzeczy wskazują na istotę chrześcijaństwa. Nauczmy się myślenia, które nie wychodzi o tego, co autor w swojej wypowiedzi pomija, ale raczej od tego, co afirmuje.

Ten mój świat skojarzeń jest jednak w  jakimś stopniu zbieżny  ze światem skojarzeń cywilizacji europejskiej, w obrębie której przyszło mi żyć. Pomoc biednym, ubogim, cierpiącym, odsyła w tym świecie skojarzeń cywilizacji europejskiej do Chrystusa i chrześcijaństwa. Dyskredytowanie chrześcijaństwa, postępujące od czasów Oświecenia, świadomie albo nieświadomie prowadzi do zagrożenia w postaci marginalizacji, dekonstrukcji w świadomości Europejczyka tego świata skojarzeń. Czy jednak nie jest tak, że w tej rzeczywistości społecznej, w jakiej żyjemy, mimo szczerych chęci i dobra, jakie w tę materię wnoszą także osoby spoza chrześcijaństwa, jednak to chrześcijaństwo jest zasadniczym punktem odniesienia dla wszelkich prób niesienia pomocy bliźnim? Wydaje się, że tak właśnie jest, i dekonstrukcja chrześcijaństwa nie przyniesie  niczego dobrego; bo w tym świecie, w jakim żyjemy, właśnie przede wszystkim z jego ideami wiąże się wyczulenie na krzywdę i trudny los bliźniego, niezależnie od tego, czy człowiek taką wrażliwość posiadający jest, czy nie jest chrześcijaninem. Chrześcijaństwo po prostu dogłębnie przeorało naszą świadomość, czego zresztą często osoby spoza niego nie chcą przyznać.

Wracając myślami do ulicy Miodowej, myślę o jeszcze jednej rzeczy: że w chrześcijaństwie jest dostępna znacznie głębsza wolność, niż ta, którą oferuje nam dzisiejszy świat. Ograniczając ten temat do zagadnień ze sfery gospodarczej, mam bardzo głębokie poczucie, że wolność gospodarcza pojmowana na sposób liberalny (chciałbym zaznaczyć, że nie używam tego słowa jako inwektywy, do jakiej to roli często bywa ono sprowadzane), wolność, w której przede wszystkim akcentuje się swobodę gospodarowania, bez odpowiedniego dopełnienia i pogłębienia czerpanego z zasady chrześcijańskiej, kończy się na poddaniu znaczącej większości ludzi pod władzę tych, którzy skuteczniej gospodarują. Jeżeli autentycznie jesteśmy przejęci wolnością człowieka jako taką, a nie jako środkiem do utworzenia pewnego nowego ładu społecznego, który wcale już nie musi się z nią zbytnio liczyć, musimy przyjąć, że podstawą wolności jest godność człowieka jako osoby, praw której poszanowanie musi być zapewnione - także w systemie gospodarki wolnorynkowej. Musimy uznać, że wolność gospodarowania nie jest źródłowa, ale że źródłowa, także dla wolności gospodarowania, jest wolność człowieka jako osoby (dla której z kolei źródłowy jest akt stworzenia na obraz i podobieństwo nieskończenie wolnego Boga), i że to jej uznanie umożliwia dopiero prawdziwą wolność w zakresie gospodarowania. Proklamacja wolności gospodarowania nie jest bowiem jednoznaczna z uznaniem, że to osoba jest wolna. Chrześcijaństwo wtedy, gdy był na to czas, walczyło z komunizmem i socjalizmem; obecnie jest czas, aby przestrzegało przed zagrożeniami kapitalizmu, swoją obecnością w świecie kapitalizmu zwalczyło dehumanizację, od której także kapitalizm nie jest wolny.

 

Machabeusz
O mnie Machabeusz

Człowieka najlepiej określają te myśli, które przemawiają do niego w jego głębi. Poniżej zamieszczam kilka takich myśli, które przemawiają do mnie: "Juda odparł: Bez trudu wielu może być pokonanych rękami małej liczby, bo Niebu nie czyni różnicy, czy ocali przy pomocy wielkiej czy małej liczby. Zwycięstwo bowiem w bitwie nie zależy od liczby wojska; prawdziwą siłą jest ta, która pochodzi z Nieba. Oni przychodzą do nas pełni pychy i bezprawia po to, aby wytępić nas razem z żonami naszymi i dziećmi i aby nas obrabować. My zaś walczymy o swoje życie i o swoje obyczaje. On sam skruszy ich przed naszymi oczami. Wy zaś ich nie obawiajcie się!" (1 księga Machabejska 3, 18-22) "Zawsze w Polsce było tak, że gdy politykom brak odwagi - następne pokolenie płaci krwią. My mamy szansę nie zapłacić." (Antoni Macierewicz, 1993 rok) "To, czego naprawdę mi brak, to wyjaśnienia sobie, co powinienem czynić [...], a nie tego, co powinienem wiedzieć, z wyjątkiem przypadków, w których wiedza musi poprzedzać każdy czyn. Chodzi o zrozumienie swojego celu, by dostrzec, czym w istocie jest to, co Bóg chce, abym czynił; chodzi o znalezienie prawdy, która byłaby prawdą dla mnie [...], o znalezienie idei, dla której chciałbym żyć i umierać." (Soren Kierkegaard) "Autentyczna droga nie jest ruchem na prawo lub na lewo na płaszczyźnie "świata", ale ruchem ku górze lub też wgłąb po linii pozaświatowej, ruchem w duchu, a nie w świecie." (Mikołaj Bierdiajew)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości